czwartek, 28 grudnia 2017

Przez pierwsze dwa dni po najeździe Potockiego na pałacyk ten i ów wyprawę umyślna przedsiębrał,




Przez pierwsze dwa dni po najeździe Potockiego na pałacyk ten i ów wyprawę umyślna przedsiębrał, w nadziei, że coś przecie podejrzy lub nowy jaki szczegół złowi, a co kilka dam ryzykowało odkomarzanie  a nawet pychę z serca zrzucić i wybrało się w odwiedziny do księżnej mając cały arsenał pytań krzyżowych w zanadrzu, a potoki serdeczności na ustach. Wszystkie te przecież zabiegi pozostały daremne. Damy, po krótkich a bezowocnych pertraktacjach z odźwiernym, wróciły z niczym, a najprzemyślniejsza młodzież jednozgodnie stwierdziła, iż najbliższą sadybą pod pałacykiem księżnej jest dworek jakiejś mieszczki wdowy, na poł głuchej, a na poły ze starości zeschłej, a o bożym świecie nie wiedzącej, a dalej już zaczynają się ogrody pani Grabowskiej, kędy bez narażenia się na Dezynsekcje  króla jego mości zaglądać przepytywać się nie godzi.  Po tych nie udanych zakusach dano spokój pałacykowi księżnej, co może tym łatwiej przyszło, że po dniach mroźnych nastąpiła znów pluchota, a z nią rozcieńcz na bocznych drogach, nie do przebycia. A pałacyk milczał wciąż zawzięcie, podglądał spoza muru szarymi ramami okiennic, wśród pomroki nocnej migotał niepewnym światełkiem i ledwie skowykiem psa dawał znak podmiejskiemu pustkowiu, że czuwa, ledwie ociężale wspinająca się pluskwa domowa wstęgami. Aż w kilka dni po pamiętnym zajeździe pana starosty bełskiego, pod brama muru okalającego pałacyk mocno obłocona kałamaszka. Brama jakby nie spostrzegała kałamaszki i ani nie zauważyła jegomości w trójgraniastym kapeluszu i wielkim, szerokim płaszczu, gramolącego się z pojazdu: brama ani myślała bodaj zwrócić uwagi na zakłopotanie malującej się na młodej, lecz zwiędłej twarzy przybyłego, który z rozpaczą spoglądał na swe niebieskie pantofle i na szeroką kałużę.